Czy kiedykolwiek, robiąc porządki wiosenne w swojej garderobie, znalazłeś ubrania, których nie nosiłeś od wieków? Czy gdy znajdziesz plamkę na bluzce, Twoją pierwszą myślą jest wyrzucenie jej do kosza?Jeśli tak, to mam dla Ciebie małe wyzwanie. Zastanów się dwa razy, nim wyrzucisz jakiś ciuch…
Miałam wiele ubrań, które po pewnym czasie ginęły gdzieś w odmętach szafy, przykrywane coraz to nową odzieżą. W końcu przychodził taki dzień, w którym trzeba było zrobić generalną selekcję i worek ubrań lądował do kontenera. Część z nich słusznie, gdyż już nie nadawały się do niczego. Niektóre jednak wyrzucałam dlatego, że nie nosiłam ich bardzo długo lub po prostu się nimi znudziłam. Do tej kategorii zaliczymy również ubrania, które poprzez jakąś małą lub troszkę większą plamkę były dyskwalifikowane z „wyjściowego” noszenia. Wtedy nie zastanawiałam się nad tym, jak mogłabym odnowić moje niegdyś ulubione bluzki czy spodnie. Teraz jednak znalazłam na to sposób.
Oczywiście mamy ogromne pole do popisu. Wystarczy odwiedzić pasmanterię lub wejść do internetu i znaleźć jakieś ciekawe ozdobniki – koraliki, ćwieki, koronki. Wszystko to potrafi ożywić bluzkę czy sukienkę. Jakiś czas temu wpadłam jednak na inny sposób, który pozwolił mi powrócić do malowania. Otóż to – zaczęłam malować na tkaninach.
Wszystko zaczęło się od pomysłu na prezent dla mojego chłopaka – chciałam mu namalować wilka wiedźmińskiego na jakiejś koszulce. Wiedziałam jednak, że wzór jest dość skomplikowany i muszę najpierw poćwiczyć. Celem moich prób stały się dwie koszulki – stara z obciętymi brutalnie rękawami (służyła głównie do ćwiczeń) oraz szara tunika. Pierwszą się nie pochwalę, bo jest dość… niewyględna. Natomiast szara stała się na nowo integralną częścią mojej codziennej garderoby. Wystarczyły farbki, kawałek kartonu oraz ołówek. No i trochę cierpliwości. Bardzo polubiłam tę technikę. Świetnie mi się maluje, coraz lepsze prace mi wychodzą oraz (przede wszystkim) działa to na mnie odprężająco. Wiecie co jest jednak w tym wszystkim najlepsze? Mogę uzyskać całkowicie oryginalne ubrania, których z całą pewnością nie znajdę w zwykłej sieciówce. Oryginalność. Takie ciuchy dają poczucie jeszcze większej pewności siebie.
Kolejnym moim celem stała się lekko podniszczona koszulka kupiona za grosze na szmatach. Specjalnie wybrałam taką, która samym swoim wyglądem rzuci mi wyzwanie. Miałam nadać jej zupełnie nowy wygląd i ukryć zniszczenia spowodowane przez niewłaściwą pielęgnację tkaniny.Na klatce piersiowej widoczne były odbarwienia (dosyć spore), a przy „kołnierzyku”- dość widoczna plama. W trakcie malowania znalazłam kolejną na rękawie, co zmusiło mnie do „poszerzenia” planowanego wzoru. A skoro już przy tym jesteśmy. Zastanawiałam się dłuższą chwilę, patrząc jednocześnie na bluzkę, jaki wzór skutecznie by zamaskował zniszczenia. Weszłam w wyszukiwarkę google i poszukałam jakiejś inspiracji. W rezultacie zdecydowałam się na coś na kształt łapacza snu. Na kołnierzyku oraz rękawach wykonałam geometryczny wzór, który idealnie wkomponował się do indiańskiego klimatu.
Oto i efekt. Wzór wyszedł lekko asymetryczny, jednak podoba mi się w tej formie. Czasami mi się jeszcze „krzywi” w oczach. 😉
Moim największym dotychczasowym dziełem stała się zwykła szara koszulka kupiona dla mojego chłopaka. Przyszłam do domu i powiedziałam, że jestem gotowa, by namalować mu wilka na koszulce. Mój P. jednak miał inną koncepcję. „A czy mógłbym poprosić na razie o inny wzór?”, zapytał. No jak mogłabym mu odmówić. Wybór był ściśle powiązany z jego fascynacją uniwersum Marvela. Sam wyszukał mi wzór w internecie, a ja natychmiast wzięłam się za przenoszenie go na koszulkę. Prawie trzy dni pracy. Codziennie po minimum 1,5 godziny. Oczekiwanie na schnięcie, poprawianie, wyrównywanie konturów. Pracy co nie miara. Udało mi się na szczęście zdążyć przed 14 lutego (i nie mam tu na myśli Walentynek – to jest NASZA data, choć nie rocznica) i wręczyć mu gotową do noszenia bluzkę z….
…Hydrą. Dokładnie. W tej koszulce ma się aż ochotę podejść do kogoś i szepnąć mu do ucha: „Heil Hydra”. Chodziłam dumna jak paw – zwłaszcza, gdy P. założył swój prezent na uczelnię. Miałam ochotę krzyczeć: „Patrzcie! Patrzcie wszyscy! To moje dzieło! Ja to namalowałam!!”.
Teraz widzicie, jak wiele możliwości stawia przed Wami odrobina farby lub marker do tkanin oraz kawałek materiału. Możecie sobie stworzyć świetny ciuch i nie musicie się martwić, że ktoś będzie miał taki sam (to stwierdzenie kieruję głównie do dziewczyn). Na dodatek możecie namalować sobie naprawdę różne wzory. Pandy, króliki, Szalony Kapelusznik, logo zespołu, karaluchy, buty, bliżej nieokreślone kształty… Wszystko zależy od Waszej wyobraźni i ręki. 🙂
A Wy jakie macie sposoby na stary ciuch? Dajcie znać w komentarzach.
Wow! Ta druga jest niesamowita. Ja też mam gdzieś farbki do tkanin, od wieków ich nie używałam. Tylko kwestia talentu… ;P