Czułe spojrzenie, szczery uśmiech. Długie rozmowy w jesienne wieczory, podczas których nawet cisza nie jest krępująca. Pierwsze zdradzone sekrety. Aż pewnego dnia postanawiasz podarować mu swoje serce z czekolady.
ZIELONOOKI
W moim życiu przez długi czas nie pojawił się żaden mężczyzna na białym koniu, który zabrałby mnie w stronę zachodzącego słońca. Nie narzekałam, bo otaczała mnie wspaniała rodzina i zaufani przyjaciele. Choć nie ukrywam – czułam lekkie uczucie zazdrości, gdy moja siostra wychodziła ze swoim chłopakiem.
Pewnego dnia moje serce zabiło szybciej dla zielonookiego. Pierwszy raz wtedy też odczułam nowy rodzaj strachu – lęk przed odrzuceniem. Niestety, obawa wygrała i zielonooki nigdy nie dowiedział się, że chciałam mu podarować moje serce z czekolady.

BRĄZOWOOKI
Minęło kilka lat, a ja wyleczyła się z dawnego zauroczenia. To był burzliwy okres, gdzie napotkałam wielu różnookich, jednak żaden nie został na dłużej. W większości taka była moja decyzja lub po prostu brak jakiejkolwiek przyszłości. W końcu nadszedł pamiętny marzec, a brązowooki pojawił się niczym rycerz w lśniącej zbroi. Na chwilę zwariowałam z fascynacji.
Czekałam na odpowiedni moment. Wszystko (znaki na niebie i ziemi) wskazywało na to, że może w końcu się uda. Pewnego dnia zaryzykowałam i podarowałam mu swoje serce z czekolady. Spojrzał na mnie w taki nieprzenikniony sposób, którego nie spodziewałam się w tej sytuacji. Wziął serce do ręki, rozpakował z pazłotka i kokardy, powąchał, po czym odgryzł połowę. Pomlaskał, pociamkał. W końcu przełknął, oddał mi resztę.
Nie mój smak, powiedział obojętnie i odszedł.
Stałam jak wryta z tą obgryzioną i lekko obślinioną połówką czekoladowego serca. Później zawinęłam ją w zgniecione pazłotko i schowałam delikatnie do kieszeni. Nie było mi smutno. Ba! Nawet nie byłam zła. Jedyne uczucie, jakie mi wtedy towarzyszyło, to rozbawienie. Zwłaszcza jego ostatnie słowa mi zapadły w pamięć: Nie mój smak. nie lubię się ograniczać do jednego rodzaju czekolady. Nie lubię szufladkować
SZAROOKI I SERCE Z CZEKOLADY
Nawet mnie zdziwiło, jak szybko dorobiłam odgryzioną połówkę. Nie zostały żadne ślady po brązowookim (choć to po części też jego zasługa). Przestałam wierzyć w rycerza na białym koniu, a delikatną paczuszkę w pazłotku schowałam głęboko do kieszeni. Nie przypuszczałam, że niedługo przyjdzie mi ją wyjąć z powrotem.
Nie szukałam go. Szarooki po prostu już był. Znaliśmy się od roku, jednak nic nie wskazywało na cokolwiek więcej niż znajomość. Nie wiemy jak to się stało. Pewnego dnia po prostu spojrzeliśmy na siebie, oboje z szarymi tęczówkami, i stwierdziliśmy, że nie jesteśmy sobie obojętni. Reszta wydarzeń potoczyła się bardzo szybko. Byłam szczęśliwa, jednak bardzo ostrożna. Znów poczułam ten znajomy nieprzyjemny strach.
Wahałam się kilka tygodni, które były tak niesamowicie szczęśliwe, że nie mogłam uwierzyć w to, co mnie spotkało. W końcu podjęłam decyzję. Delikatnie wyjęłam pazłotko z kieszeni i położyłam na jego wyciągniętej dłoni. Nie postąpił jak zielonooki. Ostrożnie rozpakował paczuszkę i obejrzał ją dokładnie, nie ukrywając zachwytu. Po chwili ją odłożył. Z własnej kieszeni wyciągnął podobny pakunek i podarował mi go.
Usiedliśmy blisko siebie i rozkoszowaliśmy się smakiem naszych czekoladowych serc. Po strachu nie został nawet ślad.

CZEKOLADOWE SERCE 7 LAT PÓŹNIEJ
Obudziłam się pewnego ranka swoim łóżku. Delikatne promienie słońca wpadały przez niedokładnie zasłonięte rolety, ogrzewając mi twarz. Spojrzałam na swoją dłoń, na której od dwóch lat połyskiwała obrączka. Sięgnęłam do koszyczka stojącego na parapecie po małe zawiniątko. Odpakowałam je delikatnie, aż dostrzegłam serce z czekolady – złożone dwóch różnych połówek. Tak odmiennych, a tak doskonale się dopełniających i tworzących jedną całość. Poczułam czyjś wzrok. Odwróciłam głowę i dostrzegłam Szarookiego. Uśmiechając się, usiadł obok mnie, objął mnie ramieniem i oboje patrzyliśmy na nasze czekoladowe serce – równie piękne, jak 7 lat temu.