Bardzo długo zbierałam się w sobie, by napisać o tej książce. Przeczytałam ją w lipcu i od tamtej pory na liście postów znalazł się zapis: Slow fashion – recenzja. Minęły trzy miesiące, a ja wciąż nie do końca wiem, jak ująć temat. Coś tam jednak wiem i jednego jestem pewna – ta książka wywarła na mnie większy wpływ, niż mogłam się tego spodziewać.
WSZYSTKO, CO MODNE BYŁO MI OBCE
Nigdy nie interesowała się modą. Była mi całkowicie obca. Wcześniej też nie przywiązywałam wagi do swojego wyglądu. Byłam raczej typem chłopczycy. Nakładałam byle co – byle tylko było wygodne. W okresie dojrzewania zaczęła się budzić moja kobieca strona i szafa nagle zrobiła się za mała. Wciąż jednak jakość ubrań nie była dla mnie ważna. Często kończyło to się tym, że nowo kupiona (za kieszonkowe) bluzka po dwóch praniach lądowała w koszu.
Mój eklektyczny styl zaczął się kształtować dopiero na studiach. Moja szafa była wypełniona kilkoma porządnymi ciuchami, ale większość i tak stanowiły rzeczy: na lepsze czasy, na mnie w mniejszym rozmiarze, na specjalną okazję oraz cała masa ubrań, które po zakupie przestawały mi się podobać, bo kupione były pod wpływem impulsu.
Co jakiś czas robiłam selekcję, jednak ciuchy wciąż mnie przytłaczały, a każde wyjście z domu poprzedzone było okrzykiem rozpaczy: Nie mam co na siebie włożyć!!!
DLACZEGO ZATEM SIĘGNĘŁAM PO KSIĄŻKĘ?
Wcześniej nie czytałam bloga Asi. No nie ukrywam, tematyka mody nigdy mnie nie fascynowała. Usłyszałam jednak o niej od innej bloggerki. Lubię wspierać działalność ludzi, zajmujących się tym, co ja, więc weszłam do empiku i po chwili wyszłam z własnym egzemplarzem Slow fashion.
Przeczytałam książkę w dwa tygodnie, celowo dozując przekazywane przez autorkę informacje. Chciałam mieć czas na przemyślenia i wprowadzanie określonych kroków w życie na bieżąco. Czytanie idealnie zbiegło się z moją przeprowadzką do nowego mieszkania. Pod wpływem perswazji Asi usunęłam 6 worków ubrań oraz masę innych rzeczy. Nie było litości. Nie noszę/używam? Do kosza! I nie robiłam tego z myślą, by uzupełnić te ubytki nowym wyposażeniem. Proces pozbywania się rzeczy trwa tak naprawdę do dziś. Gdy ład zapanował w mojej szafie, wzięłam się za wszystkie otaczające mnie przedmioty.
Szczerze mogę przyznać, że mimo niechęci do poradników jakichkolwiek, to książka jest napisana bardzo dobrym językiem i bez zbędnego napompowania. Autorka zyskuje u czytelnika szczerością. Zwłaszcza fakt, że opisała wszystko na swoim przykładzie. W ten sposób wszelkie rady nie stają się jedynie pustymi hasłami, lecz kryje się za nimi konkretny przykład i potwierdzenie skuteczności.

CZEGO NAUCZYŁA MNIE KSIĄŻKA…
- Mniej znaczy więcej – w mojej szafie panuje obecnie prawie idealna spójność. Dwa swetry, dwie marynarki, dwie pary spodni, itp. Wszystko jest w pojedynczych egzemplarzach (nie licząc bielizny). Więcej jest jedynie t-shirtów, ale i tutaj planuję wkrótce zrobienie selekcji. Tak skomponowana garderoba nie sprawia mi kłopotów, a wręcz daje mnóstwo możliwoścido komponowania ciekawych zestawów.
- Jakość kosztuje – niby oczywiste, ale pomimo posiadania tej wiedzy, jakoś się do niej nie stosowałam. Teraz wolę wydać te 300 zł na skórzane buty czy 150 zł na biustonosz dobrej jakości, niż kupić byle co i wyrzucić po miesiącu.
- Czytaj metki – cena to jednak nie wszystko. Wiele razy się przekonałam, że nieskórzane buty potrafią kosztować tyle, co skórzane. Najczęściej ubieram się na szmatach, gdzie ceny są naprawdę przystępne i co tydzień natrafiam na promocję. Po przeczytaniu książki zawsze zwracam uwagę na metki. Niby unikam akrylu, jednak udało mi się ostatnio kupić dwa naprawdę ładne i ciepłe swetry za 20 zł. Na początku roku akademickiego upolowałam również wełniany płaszcz jesienno zimowy w idealnym stanie. Również za 20 zł.
- Stwórz własny styl – wspomniałam już, że wykreowałam swój eklektyczny styl. Lubię połączenie elegancji i wygody, dlatego zobaczycie mnie zarówno w trampkach i bluzie, jak i w marynarce oraz botkach. W mojej szafie dominują również określone kolory: szary, czarny i odcienie niebieskiego. Oczywiście zdarzają się pojedyncze odmienności, jak np. mój nowy burgundowy sweter ze szmat.
- Regularnie rób selekcję – w ciągu tych trzech miesięcy robiłam trzy razy selekcję. Częstotliwość wynikała z przeprowadzki i rozpakowywania się w nowym mieszkaniu. Tak naprawdę porządkując co tydzień szafę czy półki z ubraniami można od razu je przejrzeć. Nie zajmuje to wiele czasu, a nie doprowadzam do gromadzenia się zbędnych rzeczy.
- Nie ulegaj trendom – to także bardzo ważne przesłanie książki. Szybka moda doprowadza do uwięzienia nas we własnej szafie (pomijając już kwestie moralne i etyczne). Jeżeli coś „modnego” wpadnie mi w oko, to staram się szukać czegoś podobnego na szmatach.
Poradnik Slow fashion Joanny Glogazy to świetna książka dla każdego. Szczerze ją polecam także osobom, które kompletnie nie interesują się modą, jednak chcą wprowadzić trochę ładu i porządku w swojej przestrzeni. A to dlatego, że zasady prezentowane przez autorkę możecie przełożyć na wiele aspektów naszego życia.
A Wy czytaliście już poradnik Slow fashion? Podzielcie się wrażeniami!