Czy masz swój ulubiony smak z dzieciństwa? Moim jest śmietanowiec, który mój tata przygotowywał dla mnie specjalnie na moje urodziny…
Nigdy nie lubiłam tortów. Były dla mnie zbyt mokre, za słodkie, a kremy zazwyczaj smakowały sztucznie. Moja mama nauczyła mnie w dzieciństwie, że jeżeli czegoś nie lubisz, a ktoś Ci to proponuje, to po prostu powiedz, że nie jesteś głodny. Nie sprawisz tym komuś przykrości, ani nie będziesz musiał się męczyć żując nielubianą potrawę*. No ale taka wymówka nie przejdzie przecież na urodzinach, gdy ktoś podaje Ci talerz z tortem, który został upieczony na cześć jubilata. Nie wypada. Na szczęście moi rodzice, gdy zrozumieli, że nie lubię tego typu wypieków, postanowili wprowadzić zamiennik na ten wyjątkowy dla mnie dzień w roku.
Urodzinowy deser…
Moje urodziny kojarzą mi się między innymi ze śmietanowcem. Mama przygotowywała zawsze pyszną kolację na moją część, natomiast tata odpowiedzialny był za urodzinowy deser, który zastępował tort. Przypomniała mi się mała anegdotka dotycząca śmietanowca. Skoro miał być zamiennikiem urodzinowego ciasta, to musiały pojawić się również świeczki. Akcja zdmuchiwania płomyków musiała odbywać się szybko. Wiecie, ciepło + żelatyna = potok śmietany. 😉 Także, zawsze musiałam mieć już przygotowane urodzinowe życzenie. 1 minuta i po wszystkim. :3 Śpiewanie Sto lat następowało po zgaszeniu świeczek. 😉
Tak czy inaczej. Uwielbiam go do dziś. Zresztą i w tym roku, na moją prośbę, mój padre wyczarował dla mnie smak dzieciństwa.
Polecam każdemu spróbowanie choć raz takie deseru. Trzeba tylko uważać, by nie zrobić zbyt słodkiego spodu oraz by nie zrobić zbyt rzadkiej galaretki.
RADA OD MOJEGO TATY: Nigdy nie róbcie śmietanowca podczas burzy. Serio, sprawdzona informacja. Tata dwa razy próbował i za każdym razem zważyła mu się śmietana i masa była do wyrzucenia. Padre kazał Wam to przekazać. 🙂
Uwaga wstępna: śmietana musi być wyjęta prosto z lodówki.
SKŁADNIKI:
- 3 śmietany 30%
- 9 łyżek cukru pudru
- 3 łyżeczki cukru wanilinowego
- 3 czubate łyżeczki żelatyny
- pół szklanki gorącej wody (do rozrobienia żelatyny)
- 2 galaretki pomarańczowe (1 op. rozrobić w 1,5 szkl wody)
- opcjonalnie: brzoskwinie
1. Na początku rozrabiamy żelatynę w gorącej wodzie, odstawiamy i czekamy, aż stanie się letnia.
2. W międzyczasie przygotowujemy masę: śmietany, cukier wanilinowy i cukier puder ubijamy na sztywną masę w wysokim naczyniu (wysoka miska lub najlepiej garnek).
3.Gdy żelatyna już będzie gotowa, dodajemy ją do ubitej śmietany.
4. Wylewamy masa do tortownicy i rozprowadzamy równomiernie.
UWAGA! Łączenie masy z żelatyną oraz wylania wszystkiego do tortownicy musi odbyć się bardzo szybko, bo inaczej zrobią nam się grudy.
5. Wsadzamy gotowy spód do lodówki, aż porządnie się schłodzi.
6. Przygotowujemy galaretkę, a następnie ją odstawiamy do momentu, aż będzie letnia. (Na opakowaniu będzie prawdopodobnie podane, żeby proszek rozrobić w od 400 ml do 0,5l wody. Mój tata zawsze rozrabia w ok. 1,5 szkl wody, bo inaczej galaretka jest za rzadka.)
7. Gdy galaretka będzie letnia, wylewamy ją z garnka przez łyżkę na schłodzoną masę. (Tak, jak na zdjęciu.)
8. Możemy wyłożyć galaretkę połówkami brzoskwiń z puszki. Sprawdzone i smaczne! 😉
9.Wsadzamy gotowy deser do lodówki, aż galaretka porządnie zgęstnieje (jakieś 2 godziny starczą).
I gotowe! Nasz przepyszny i bardzo delikatny śmietanowiec jest gotowy i można go zajadać. Nie wiem, co bardziej lubię – owocową galaretkę czy śmietankowy spód. Na szczęście nie muszę wybierać! To już ostatni wpis z serii „Moje małe prywatne Halloween”. Emocje po-urodzinowe powoli opadają, a ja idę dojeść ostatni kawałek deseru.
__________________________________________
*Oczywiście i z tą historią związana jest anegdotka. Gdy byłam mała, często jeździliśmy na wieś. Wiecie, jaka tam zazwyczaj jest kuchnia – dużo mięsa, bardziej tłusto i ciężko. Strasznie nie lubiłam mięsa i zazwyczaj żywiłam się nabiałem. Ciocia co raz mnie czymś częstowała, a ja mówiłam „Przepraszam, nie jestem głodna”. Moja mama powtarzała ciotce, by się mną nie przejmowała i że dam sobie radę. Tylko że po trzech dniach bez jedzenia moja ciocia domyśliła się, że chyba nie jem mięsa i zaopatrzyła lodówkę z serki i mleko. 😉