Pan Foch jest moim dzieckiem. Mówię szczerzę – tak go traktuję, ponieważ stanowił dla mnie jakąś przygodę w codziennym studenckim życiu. Na pierwszym roku (dokładnie w czerwcu) postanowiłam zrobić rodzicom mały prezent.
Hand made rządzi!
Jestem wielką zwolenniczką ręcznie robionych prezentów i dla każdego mogę wymyślić coś oryginalnego, co mu się spodoba (jeszcze będziecie mieli okazję o tym przeczytać). Mój tata studiował w Białymstoku. Moja mama pamiętała to miasto tylko z czasów szkolnych, a każdy. kto zna choć odrobinę historię wyglądu miasta, dobrze wie, że zmieniło się ogromnie w przeciągu ostatnich lat. Pomyślałam: Hmmm… Miasto mi się podoba, więc czemu nie pokazać rodzicom jak bardzo się zmienił? Niech zobaczą, gdzie obecnie mieszka ich córka! Nie chciałam jednak ograniczyć się jedynie do robienia zdjęć miejscom charakterystycznym,a tym bardziej pozować do tych zdjęć. Nie to było moim celem. Postanowiłam stworzyć specjalnie dla rodziców ich osobistego przewodnika.
I tak „narodził się”…
… Pan Foch. Powstawał w wielkich bólach przez godzinę, ale w końcu udało mi się doszyć brakujące kawałki. Dlatego nazywam go swoim dzieckiem – szycie go było namiastką porodu, który ciągnął się w nieskończoność. Przezwyciężyłam wszystkie te niedogodności i postanowiłam swoje dzieło nazwać Panem Fochem. Do projektu zainspirowały mnie prace prezentowane na stronie http://www.fochatek.pl/. Miśki tak mnie zauroczyły, że aż zachciałam mieć swojego osobistego. Nie lubię jednak kopiować wzorów, dlatego chciałam nadać indywidualny charakter swojemu Fochowi. Poza tym, nie oszukujmy się – mój poziom zaawansowania szycia był wtedy na tak niskim poziomie, że nikt nie udowodniłby mi plagiatu nawet, gdybym takiego dokonała.
Prodżekt Foch
Wróćmy jednak do wspomnianego prezentu. Wraz z moimi koleżankami postanowiłyśmy pójść pewnego słonecznego dnia w przerwie między zajęciami na krótki spacer, podczas którego robiłyśmy zdjęcia do… „Prodżektu Foch”. Tak nazwałam ten prezent i dalej uważam, że jest to nazwa idealna do tego typu przedsięwzięcia. Pochodziłyśmy, śmiałyśmy, zaczepiałyśmy ludzi za pomocą Focha. Bardzo przyjemna przerwa i jeszcze raz Wam dziękuję dziewczyny za pomoc!
Montowanie
Po dwóch dniach zdjęciowych nadszedł czas na zmontowanie materiału w formie pokazu slajdów z podkładem muzycznym i (od czasu do czasu) komentarzami. Niestety, nie pokażę Wam filmiku, ponieważ uważam, że mimo wszystko spersonalizowane prezenty są dość osobiste. A poza tym – musiałabym uzyskać zgodę rodziców. Wiecie, poprawność artystyczna.
Rodzice byli bardzo zadowoleni z prezentu i chwalili mnie za pomysłowość. Koneserka taka dumna, Koneserka taka chwalona. 😉
Ciąg dalszy nastąpi…
Nie była to jednak jedyna okazja to zaprezentowania Pana Focha. Miał wiele okazji do podróżowania w przeciągu następnego pół roku. Oprócz możliwości zwiedzenia takich miejsc, jak Sokółka (i pola truskawek) czy moje rodzinne miasto na Mazurach, ale także udało mu się zawędrować do Berlina i Londynu. Pierwszą wyprawę odbyłam z nim osobiście podczas wyjątkowego 36-godzinnego wyjazdu z siostrą. W drugą zabrała go jego matka chrzestna, za co bardzo jej dziękuję (zwłaszcza za zdjęcia!).
Apel na dziś: róbcie własnoręcznie prezenty – takie mają największą wartość, ponieważ musicie w nie włożyć dużo więcej wysiłku. A obdarowany na pewno to doceni!