Nie przepadam za imprezami masowymi, jednak gdy mam okazję zapoznać się z czymś dla mnie całkowicie nowym, przełamuję się i ruszam zaprzyjaźnić się z nieznanym!
W pierwszy weekend czerwca wybrałam się w długo wyczekiwaną podróż do Warszawy – odwiedzić w końcu siostrę. Plan na weekend był jasno sprecyzowany – zwłaszcza w kwestii soboty. Czekał bowiem nas Piknik Japoński, zorganizowany w warszawskim Torwarze.
Chwyciłam za aparat i ruszyłam na podbój kilkudziesięciu stoisk – od sztuk walki, przez tradycyjne stroje i biżuterię, aż po „dział” z jedzeniem i napojami.
Przed budynkiem oraz w holu miałam okazję obejrzeć fragmenty pokazów sztuk walki. Na zewnatrz trafiłam na kendo, gdzie również goście mogli spróbować swoich sił. Po wejściu do Torwaru natknęłam się od razu na zapasy sumo. Dla mnie osobiście było to mało atrakcyjne widowisko, dlatego niemalże od razu ruszyłam dalej.
Hala była zapełniona ludźmi oraz stoiskami. Oczywiście oprócz biur podróży oraz stolik z ulotkami informacyjnymi, na parterze rozstawiona była duża scena, na której odbywały się pokazy tańca i śpiewu. Po prawej stronie mogliśmy pograć w tradycyjne gry i zrobić sobie zdjęcie w automacie z zabawnymi gażdżetami charakterystycznymi dla japońskiej młodzieży.
Po środku znajdowały się kolejne stoiska z grami, ale także można było obejrzeć wystawę drzewek bonsai oraz kompozycje kwiatowe.
Po lewej stronie wystawiły się firmy technologiczne (m.in. zajmująca się polaroidami – można było sobie także zrobić odpłatnie zdjęcie takim sprzętem), kosmetyczne, a także z tradycyjnymi strojami, w które mona było się przebrać ( nawet kupić!).
Podczas przechadzania się między stoiskami, rozpoczął się pokaz tańca. Większość ludzi zatrzymała się na moment i zgromadziła przed sceną. Udało mi się przecisnąć i znaleźć dogodne miejsce do robienia zdjęć. Był to bardzo przyjemny występ i na pewno bardzo ciekawa atrakcja.
W końcu zdecydowałyśmy się pójść piętro wyżej, gdzie trafiłyśmy do kulinarnego królestwa. Można było tam spróbować naprawdę wielu potraw, deserów oraz innych specjałów. Za niewielką opłatą skosztowałam śliwki ume – naprawdę ciakawy smak.
W bardzo wąskim korytarzu znalazły się dwa stoiska – z ręcznie robionymi torbami oraz z audio-biżuterią. Chętnie obejrzałam wszystko, aż w końcu natrafiłam na największy koszmar mojego dzieciństwa – porcelanowe lalki… <dramatyczna muzyka>
Podczas dalszej wędrówki natknęłyśmy się na pokaz kaligrafii, tradycyjnego serwowania herbaty oraz do pomieszczenia pełnego… alkoholu 🙂
Oprócz, oczywiście, możliwości kupienia japońskiego wina, można było spróbować piwa oraz słynnej sake.
Nie jestem wielbicielką alkoholu, dlatego od razu po wypiciu łyka piwa oraz odrobiny sake, musiałam poszukać czegoś do zapicia – na szczęście udało się znaleźć napój bezalkoholowy 🙂
Ostatnim przystankiem był pokój, w którym można było własnoręcznie zrobić obraz metodą wycinania, zobaczyć, jak robi się biżuterię, obejrzeć miecze oraz zbroje i kupić jakieś pamiątki.
Impreza wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Spędziłyśmy tam prawie 3 godziny i obejrzałyśmy niemal wszystko. Było to naprawdę ciekawe doświadczenie i przede wszystkim możliwość (choć odrobinę) zetknięcia się z inna kulturą.
A Wy co ciekawego ostatnio zwiedziliście? Byliście na Pikniku Japońskim?