Powiedz mi proszę: Gdzie jest mój dom?

Opuszczając rodzinny dom i wracając do swojego mieszkania w Białymstoku zawsze czuję się rozdarta. Część mnie chce zostać, część być już w swoim obecnym środowisku. Dlaczego tak się dzieje?

Kiedyś zawsze powtarzałam, że mój dom to dom rodzinny. Duży biały budynek z czerwoną dachówką i rzeką płynącą obok. Wynajmowanej stancji nigdy domem nie nazwałam w przeciwieństwie do moich kolegów ze studiów. Wielokrotnie to słowo pojawiało się w ich codziennych wypowiedziach typu: „Dam znać, gdy wrócę do domu” lub „Prześlę Ci to, gdy będę w domu”. Ja byłam dużo bardziej „surowa” w nazewnictwie przestrzeni, którą zamieszkiwałam w tym okresie. Używałam słów „mieszkanie”, „stancja”, „pokój” lub nie nazywałam jej w ogóle. „Wrócę do mieszkania”, „Posprzątam pokój”, „Zrobię to, gdy wrócę”.  Dom był tylko jeden…
Pewnego dnia uświadomiłam sobie, że na obecną stancję coraz częściej mówię „dom”. Nie dlatego, że aż tak mi się podoba lub się tam zadomowiłam. Wręcz przeciwnie – staromodnie urządzony pokój z paskudną meblościanką od samego początku starałam się urządzić tak, żeby jak najmniej było czuć Ducha PRL-u. (Dosłownie i w przenośni). Na szczęście sytuację ratują bardzo sympatyczne współlokatorki, jednak nadal wynajmowany pokój trudno nazwać domem.
A jednak…
Zauważyłam to, że jednak używam Tego słowa do nazwania przestrzeni,  w której obecnie żyję. Nie czuję się tu jak u siebie, ale na pewno jest już trochę bardziej „mój”. Przypominają mi o tym zdjęcia na półce, pamiątki, książki oraz plakaty na ścianach. Nawet zagospodarowałam ostatnio kawałek niewielkiego balkonu, o czym wkrótce na pewno napiszę. Wciąż jednak ta sprawa nie dawała mi spokoju. „Dlaczego dom? Skąd mi się to wzięło?” 
 
Dlaczego?
Po przeanalizowaniu całej sytuacji, doszłam do wniosku, że nie chodzi o budynek czy mieszkanie. To nie one decydują o tym, czy czujemy się „jak w domu”. Pamiętacie cytat: „Dom jest tam, gdzie Twoje serce… niekoniecznie tam, gdzie śpisz” z książki Chloe Neill? W końcu chyba pojęłam naprawdę sens tych słów. Najważniejsze miejsce w moim sercu zajmują ludzie, a nie miejsca. Mój dom rodzinny nie byłby „domem”, gdyby nie moja rodzina. To oni sprawiają, że czuję  się tam dobrze, mimo że już tam nie mieszkam (moja siostra też). Równie dobrze moglibyśmy spędzić weekend pod namiotem, a ja i tak czułabym się jak w domu. Sprawa jest prosta – zwyczajnie byłabym z ludźmi, którzy zajmują kluczowe miejsce w moim sercu.
Wróćmy jednak do mieszkania. Dlaczego nazywam je od niedawna domem? Ano dlatego, że moje serce zrobiło jeszcze jedno honorowe miejsce. Odkąd mieszkam z Szarookim na „poważnie” i uwijam nam gniazdko, czuję się, jakbym miała drugi dom.
A gdzie jest Wasz dom?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *